Postawiłby nas może w gorejącym blasku, gdyby nie zawstydzające reakcje urzędniczek niższego szczebla, które zobaczywszy kamerę zaczęły się zachowywać jakby dopiero co wyszły z lasu. Sam "problem" był typową zapchajdziurą w telewizyjnej ramówce, a zrobił się z tego minireportaż potwierdzający stereotyp zaściankowych, bojących się mieć własne zdanie biurokratów. Trudno jednak, bym miał wstydzić się za kadrę urzędniczą naszego samorządu, która pewnie i tak w zakresie doświadczeń i umiejętności w postępowaniu z mediami nie odstaje od krajowej średniej. A to, że nie potrafią zdobyć się na wyrażenie opinii w konkretnej, błahej do tego sprawie i samodzielnie jej rozwiązać to już zupełnie inna, smutna kwestia.
Dobrze, że Skoczek i Krzyczkowski nie wdawali się w pyskówki. Uratowali przynajmniej własne twarze, czego niestety nie można powiedzieć o wizerunku starostwa i w konsekwencji miasta. Nie wyszliśmy na nowoczesnych i zaradnych
